czwartek, 22 grudnia 2016

Runy, demony i Nocni Łowcy czyli "Miasto Kości"

Tytuł: "Miasto Kości"
Autorka: Cassandra Clare
Seria: "Dary Anioła"
Ilośc stron: 507
Clary Fray ma piętnaście lat i jest zwyczajną dziewczyną, która mieszka z matką i ma przyjaciela. Jej ojciec zginął nim ona się urodziła. A przynajmniej tak myślała.

Pewnej nocy Clary staje się świadkiem morderstwa, którego nikt oprócz niej nie widzi. Wtedy też jej życie zmienia się o 360 stopni. Wkracza ona w zagrożony świat Nocnych Łowców, pełen wampirów, wilkołaków i fearie. Jak się póżniej okazuje- na jej barkach spoczywa uratowanie owego świata.

Brzmi jak pomieszanie filmu fantasy z przeciętną młodzieżówką, prawda?
Gdy zaczęłam czytać tę książkę, spodziewałam się typowej młodzieżówki, schematu na schemacie. Jednak im dalej brnęłam w las, tym bardziej się wciągałam, nie zwracając uwagi na wady i niedomówienia (a trochę ich jednak znalazłam). Autorka ma lekkie i przyjemne pióro, choć widać, że "Miasto kości" jest debiutem i przydałoby się jej trochę poprawek. Może trochę powiewu świeżości?
Clary jest nijaką i papierową bohaterką, a wręcz kopią Ginny. Niby to dusza artystyczna, niby lubi czytać książki... A jednak jest do bólu sztuczna. Można wręcz powiedzieć, że ginie wśród barwniejszych postaci jakimi są Alec, Isabelle, Simon czy wisienka na torcie- Jace.
Simon na początku mnie denerwował, jednak później polubiłam go za poczucie humoru.
Polubiłam też Jace'a, chociaż za bohaterami paranormal romance o blond włosach nie przepadam. Mimo, że był sarkastyczny i arogancki miał w sobie coś z zagubionego chłopca, wrażliwego i unikalnego pod każdym możliwym względem. Jednak nie zakochałam się w przeciwieństwie do wielu fanek. Po prostu go bardzo lubię.
Cassandra Clare jak widać postanowiła, że napisze książkę będącą połączeniem mojego ulubionego gatunku- fantasy oraz paranormal romance. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z tak zrównoważonymi dwoma gatunkami. Zazwyczaj kiedy czytam jakiś paranormal romance (czyli rzadko) jest w nim raczej mało fantastyki. Tutaj spotkało mnie miłe zaskoczenie.
Okej, przejdę do minusów.
"Miasto kości" jest moim zdaniem jednostajne- przez około trzysta stron nie czułam nic poza obojętnością (no, może uśmiechnęłam się parę razy czytając riposty Jace'a). Dopiero później zaczęły mnie "obchodzić" losy bohaterów.
Co chwilę nasuwały mi się skojarzenia z "Harrym Potterem". Tak, jestem totalną Potterhead i nienawidzę wszelkich podobieństw. A Clare pisała fanfiction potterowskie, które, jak się później okazało było plagiatem. Ale przechodząc do rzeczy- zły wujek Valentine skojarzył mi się z Voldemortem. No cóż, obydwaj są źle wykreowani, czasem zamiast wzbudzić grozę, wzbudzają we mnie niekontrolowane salwy śmiechu. Wydaje mi się, że zarówno HP jak i "Miasto kości" byłyby mroczniejsze bez nich.
Okładka nie powala. Znajduje się na niej Sim Japończyk ubrany w ciuchy ze szmateksu, które kupuje się na kilogramy. Sorry, ale jeżeli to ma być Jace, to chyba jestem królową Wielkiej Brytanii. Mamy też niezbyt estetyczny tytuł oraz nazwisko autorki, wszystko to na szarawym tle.

Nie jest to ani literatura wybitna, ani wysokich lotów. Uważam, że "Miasto Kości" jest przyjemną książką fantasy z romansem w tle, która na pewno Wam umili czas.

Moja ocena: 6,5/10

Udostępnij ten wpis

15 komentarzy :

  1. Czytałam 3 części serii dawno temu i szczerze mówiąc, mam podobne odczucia. Również bardziej przypadli mi do gustu inni bohaterowie niż sama Clary - straszna z niej była nudziara. Ale pocieszę Cię - jeśli kiedykolwiek zamierzasz sięgnąć po dalsze części, to tam z akcją jest znacznie ciekawiej. Co do okładek - polskie rzeczywiście nie zachwycają. Ja kiedyś nie mogłam się powstrzymać i zamówiłam przez Amazon angielskie wydania serii, z pięknymi grzbietami. Warto choćby mieć na półce XD
    I tak przy okazji - wiesz, że to nieestetyczne imię i nazwisko autorki to tak naprawdę jej pseudonim? Sama siebie skrzywdziła, chociaż wydaje mi się, że brzmią trochę lepiej niż jej oryginalne dane xD

    Pozdrawiam i obserwuję, Poszukiwaczka Książek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pseudonim jest zdecydowanie lepszy od prawdziwych danych ;)
      A angielskie wydania są nieziemskie!

      Usuń
  2. Dwie pierwsze części DA czekają na mojej półce i wołają o czas. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się spełnić ich prośbę :)
    Bardzo podoba mi się twoja recenzja i śliczny szablon bloga, Blokotek naprawdę potrafi czynić cuda! :)
    Dołączam do obserwatorów i czekam na więcej ;)

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♥
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, ze uda Ci się znaleźć trochę czasu :)

      Usuń
  3. Jakoś szczególnie nie ciągnie mnie do tych książek. Film nawet mi się podobał, ale ogólnie fabuła jakoś do mnie nie przemawia, może dlatego, że jest zrobiona w typowo młodzieżowym stylu. Dlatego raczej sobie odpuszczę :)
    Pozdrawiam i serdecznie zapraszam do siebie, gdzie pojawiła się recenzja książki "Milion słońc".
    BOOK MOORNING

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dziwny wydźwięk ma ta recenzja - bez urazy - ale z jednej strony piszesz o samych negatywach, a jednak coś Cię wciągnęło i coś w tej książce sprawiało, że nie zwracałaś uwagi na niedociągnięcia. Nie zastanawiałaś się może, co to takiego? Że pomimo tylu wad książka jednak nie odrzuciła Cię całkowicie?
    Co do ff potterowskiego Clare, kojarzysz może co to za opek? Ten jej plagiat? I czy ten plagiat jakoś odbił się na jej późniejszej karierze pisarskiej?
    Jakie jeszcze miałaś skojarzenia między MK a HP podczas czytania, przychodzi Ci coś do głowy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten plagiat to Draco Trilogy i jeśli się nie mylę, to chyba widziałam tłumaczenie na mirriel (Ale pewna nie jestem).
      Możesz o tym plakacie poczytać tu:
      sherry-stories.blogspot.com/2015/08/wszystkie-twarze-cassandry-clare.html
      Inne podobieństwa?
      Jace kilkakrotnie skojarzył mi się z Draco. Obydwaj trzaskali sarkazmem na kilometr (U Malfoya był to bardziej cynizm) i mieli "podobnych" ojców. A Clary z Ginny. Tak samo nijakie.
      Krąg to kropka w kropkę śmierciożercy. Ci Pagborn i Blackwell skojarzyło mi się nawet ze szmalcownikami.

      Usuń
    2. O matko, dużo tego :O
      Draco trilogy, masz na myśli cassandry claire?!

      Usuń
  5. Mnie niestety nie ciągnie do tej serii i raczej nigdy nie sięgnę. :c

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie czytałam jeszcze ani jednego tomu, jednak chciałabym w końcu spróbować. Słyszałam wiele cudownych słów o pewnym bohaterze, którego nie da się nie pokochać. (Nawet nie powiem Ci jak na niego wołają, gdyż nie pamiętam yh...) W życiu trzeba próbować wszystkiego!
    Pozdrawiam // Książki w Piekle ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle dobrego pewnie słyszałaś o Jace'ie (czy Jasie, jak to kiedyś zostało odmienione) :)

      Usuń
  7. Mam za sobą już całą serię i co mogę na jej temat powiedzieć? Na pewno nie są to książki złe, ale z biegiem czasu uświadomiłam sobie, że nie są też tak cudowne i idealne jak uważałam na początku! Lubię czasami powrócić do świata Nocnych Łowców, ale nie robię tego już tak chętnie jak kiedyś :(

    Obserwuję i zapraszam do mnie!
    http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/2016/12/najlepsze-ksiazki-2016.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedyś, dawno temu czytałam i mi się książka podobała, film także. Jednak nie zajrzałam do kolejnych części. POzdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Miasto Kości mi się podobało. Druga część także. Jednak z trzecią i czwartą już się męczyłam :/ Reszty części już wg nie czytałam ;p

    pozdrawiam
    zabookowanyswiatpauli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Według mnie pierwsza jest najlepsza. Druga jeszcze spoko, trzecia mi tak średnio się podobała. Potem czwarta jest moją ulubioną, piąta znowu meh a szóstej nie ogarniałąm XD
    Diabelskie maszyny są trochę lepsze
    Ciekawa jestem twojej opinii o dalszych cześciach jeśli się jednak tego podejmiesz

    Pozdrawiam
    toreador-nototread.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.