wtorek, 3 stycznia 2017

Najgorsze i najlepsze książki 2016 roku


Cześć! Zauważyłam, że wiele bloggerów wyznacza kilka najlepszych i najgorszych pozycji minionego roku. Zazwyczaj nie podążam za tłumem, jednak raz mi nie zaszkodzi.
Zatem... Zacznę od najgorszych.



Prze burze ognia Veroniki Rossi (4/10) jest najgorszą, skończoną książką 2016 roku. Nie miałam żadnych książek, które mogłabym wziąć ze sobą na wakacje, więc na ślepą ją pożyczyłam. Dobrze, że poprzestałam na pierwszym tomie, bo chciałam wypożyczyć całą trylogię... Ale przechodząc do rzeczy- miałam nadzieję na dosyć ambitną dystopię o przetrwaniu i brutalnej miłości... Dostałam nielogiczną, czasem wręcz absurdalną książkę o miłości od pierwszego wejrzenia.
Zmierzchu Stephenie Meyer (1,5/10) nawet nie dokończyłam. Dobrnęłam do trzysetnej strony i dałam sobie spokój. Pamiętam, jak kilka lat temu panowała szał na tę książkę, więc postanowiłam ją teraz przeczytać. No cóż, bez ogródek mogę powiedzieć, że będąc w trzeciej klasie szkoły podstawowej potrafiłam napisać lepsze zdanie niż autorka owego dzieUa. Bella jest najgorszą bohaterką ever (btw, spójrzcie sobie na ten obrazek. I na ten również), a jej charakter to dosłownie flaki z olejem. Rodzina Cullenów to natomiast najgorzej przedstawiona rodzina wampirów w literaturze.
Złodziejka książek Markusa Zusaka (5/10) w przeciwieństwie do 98% populacji większości czytających ją osób, nie powaliła mnie. Na początku było genialnie. Przedstawienie śmierci jako "osoby", która wcale nie jest tak okropna jakby się mogło wydawać bardzo przypadło mi do gustu. Przez kolejne 100 stron książka trzymała poziom, natomiast później było tylko gorzej. Niespójne zdania, spojlery w środku powieści (absurd)... Nie podobała mi się. Była chyba przesadzona.
W pierścieniu ognia Suzanne Collins (5/10) czytałam umierając na kaca po skończeniu ostatniej części Pottera. Uważam, że to najgorsza kontynuacja z jaką się dotychczas spotkałam. Cały czas miałam wrażenie, że czytam trochę zmienioną wersję "Igrzysk śmierci". Została napisana jakoś tak... bez powiewu świeżości, jakkolwiek to brzmi.
Korona (4,5/10) Kiery Cass to również dość duże rozczarowanie. Eadlyn nie jest już tak porażająco irytującą bohaterką. Odniosłam wrażenie, iż straciła chyba wszystkie cechy poza zdecydowaniem. Autorka wszystko słodzi (czego nienawidzę), miałam wrażenie, że Korona to 200% cukru w cukrze. W dodatku sam wątek romantyczny jest absurdalny.

Przejdźmy teraz do najlepszych książek!
MUSIAŁA się tutaj pojawić książka z serii "Harry Potter". I padło akurat na Czarę Ognia (10/10). Mimo swojej objętości, książka ta sama się czyta. Mamy tutaj nowych bohaterów, genialny pomysł Turnieju Trójmagicznego oraz wiele zwrotów akcji. Ta część to już wyższy szczebel, nie jest tutaj tak kolorowo jak w poprzednich częściach, jest wiele mroczniej.
Wszystko to, co wyjątkowe Matthew Quicka (8/10) to pozycja obowiązkowa dla samotników i indywidualistów, czyli także dla mnie. Po skończeniu jej, nie potrafiłam dokłądnie określić, o czym ona opowiada. Jest w niej trochę filozofii, trochę romansu i dramatu. Jednak odszłam do wniosku, że to powieść dla ludzi innych, zagubionych, nietolerowanych i wyalienowanych, a zatem nie spodoba się każdemu.
Miasto cieni Ransoma Riggsa (9/10) to genialna kontynuacja, ukazująca oblicze II Wojny Światowej oczami osobliwych dzieci,  trochę w przekrzywionym zwierciadle. Jest to powieść pełna intryg i tajemnic. Dzięki niej zagłębiłam się w świat osobliwców odkrywając kolejne jego zakątki. Mogę rzec, że przy Mieście cieni, Osobliwy dom pani Peregrine to sielankowa opowiastka o sierocińcu.
Wichrowe wzgórza Emily Bronte (9/10) to klasyk. I choć czytanie owej książki mi się dłużyło, to bardzo mi się podobała. Zmieniła przede wszystkim moje podejście do klasyki, przestałam uważać ją za coś nudnego z rozwleczonymi na piętnaście stron opisami krzaków. A poza tym: wiktoriańska Anglia, neogotyk, mrok- jak mogłabym tego nie polubić?
Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender Leslye Walton (8,5/10) to pierwsza saga rodzinna jaką przeczytałam. Autorka ma duszę artystki, co czuć już przy pierwszym rozdziale. Jej powieść ma niezwykły, magiczny klimat, dzięki któremu łatwiej jest się w nią wczuć. Jest też przepełniona osobliwymi postaciami, rozpoczynając na dziewczynie z wytężonym zmysłem węchu, a kończąc na uskrzydlonej Avie.

Zatem to byłoby na tyle :)
Do napisania!
Udostępnij ten wpis

8 komentarzy :

  1. Zaskoczyłaś mnie tą "Złodziejką książek". Wszyscy krzyczą, jaki to fenomen. Powiedziałabym, że jakieś 99,9% jest w niej zadowolonych, a nie 98. Nie czytałam, ale nie lubię iść za tłumem.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" po feriach pożyczy mi koleżanka. A i muszę się zgodzić co do tego, że "Korona" i "Przez burze ognia" to nie były jakieś majstersztyki :(
    Pozdrawiam i zapraszam na recenzję "Harry'ego Pottera i przeklętego dziecka"! pattbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Zmierzchu, jestem zdania, że to jest akurat ten rodzaj literatury, na który się powinno trafić w wieku, no, może 12 lat, ewentualnie 13. Trafić, przekopać się naraz przez wszystkie książki, pozachwycać się (no bo na poziomie trzynastkowym to może jeszcze zauroczyć), odłożyć na półkę i zapomnieć. Jest to optymalny kontakt, jaki powinno się nawiązywać z tą serią w ciągu całego życia. Dzięki zapoznaniu się z nią w odpowiednim wieku, można sobie zaoszczędzić późniejszego cierpienia, ale jednak mieć świadomość, że przebrnęło się przez literaturę wroga. :D

    Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender gdzieś nawet widziałam, chyba miałam sobie kupić... Skoro polecasz, chyba po nią sięgnę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat mam 13 lat i Zmierzch mogę nazwać największym chłamem i pomyłką :D

      Usuń
    2. Serio? Już? W sensie, ja tam jeszcze, mając 13 lat, lubiłam te wszystkie romansiki i fokle. No to gratuluję dojrzałości literackiej w takim wieku. :D

      Usuń
  4. To ja na początku nawiążę do komentarza koleżanki wyżej i również chciałabym Ci pogratulować! Ja niegdyś byłam fanką Zmierzchu. Co prawda było to chyba w okresie czasu gdy miałam 10-11 lat, no ale jednak. Moja miłość przerodziła się w nienawiść niby jakiś czas później, tak właściwie to nie pamiętam, z jakiego powodu tak się stało, ale nadal nie mogę zrozumieć, co ja widziałam w tym.. czymś xD Czuję wstyd na samo wspomnienie.
    "Przez burze ognia" czytałam również dawno temu, ale ta książka dobrze mi się kojarzy. Chyba nawet mi się podobało. Co prawda więcej nie powiem, bo już praktycznie nic nie pamiętam, ale zrobię reread w tym roku się okaże, czy to był kolejny z moich błędów, czy po prostu mój klimat ;-;
    Co do "Wichrowych Wzgórz" i "Osobliwych i cudownych przypadków Avy Lavender" - tak, tak i jeszcze raz tak! Tu zdecydowanie się z Tobą zgadzam.
    Intryguje mnie jedynie ta "Złodziejka Książek", bo czeka na półce, a o ile wcześniej był natłok pozytywnych opinii na jej temat, to teraz jest wysyp negatywów. Strasznie mnie ciekawi, czy mi przypadnie do gustu, czy nie.

    Pozdrawiam, Poszukiwaczka Książek

    OdpowiedzUsuń
  5. Też w sumie miałam takie wrażenie przy czytaniu W pierścieniu ognia, ale jednak kocham tę serię xd
    Złodziejka książek?!?! :C
    Wichrowe wzgórza są piękne <3

    Pozdrawiam
    toreador-nototread.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Szablon stworzony przez Blokotka. Wszelkie prawa zastrzeżone.